piątek, 26 lutego 2016

Księga II Rozdział 7 część 2 - Kocham cię Luna.

Izzy

Kobieta na prawdę się przeraziła kiedy zobaczyła Sama z córką Clary. Dziewczyna wyglądała tragicznie. Była caluśka we krwi.  Więc niezwłocznie skontaktowała się z Magnusem, czarownik zaraz miał się zjawić w instytucie. Izzy czekała na niego wy holu. Wreszcie brama się otworzyła i Magnus pojawił się a wraz z nim Alec. 

- Co się stało Izzy?-zapytał ją brat.

- Córka Clary została ranna, jest bardzo źle.

- Nie zastosowaliście Iratze?- zaciekawił się Magnus.

- Nie działa.- odparła.

- Cholera to naprawdę jest źle.- krzyknął Alec. 

Ruszyli wszyscy do skrzydła szpitalnego. Kiedy przechodzili koło bibliotek, kobieta zauważyła swoją przyjaciółkę i brata którzy siedzieli w pomieszczeniu. Clary również ich zauważyła i razem z Jace'm dogonili Izzy i resztę. 

- Co się dzieje.- zaciekawił się Jace.- Co tu robisz Magnus?- zapytał.

-Coś się stał...-zaczęła Izzy lecz przerwała, ponieważ zbliżyli się do skrzydła szpitalnego, z którego dochodził krzyk rozpacz. 

Wszyscy szybko pobiegli do skrzydła szpitalnego. Jednak nikt nie spodziewał się widoku który tam zobaczyli. . Chłopak rozpaczał nad bezwładnym ciałem dziewczyny. Luna wciąż znajdowała się w jego ramionach. Kiedy tylko, wszyscy ocknęli się z pierwszego szoku podeszli do łóżka.   
  
- Odsuń się!- nakazał Magnus. 

Jednak chłopak nie zamierzał puścić swojej ukochanej. Wiedział, że nawet wielki czarownik Brooklynu nie da rady wskrzesić Luny. Dla niej już nie było ratunku. Dla niego zresztą już teraz też nie. Choć znał Lunę od niedawna, to od pierwszego wejrzenia wiedział, że to ta na którą czekał całe życie. Tylko ona mogła go uratować przed okrutną przeszłością. Ale jej już tu niema i jest zgubiony. Trzymał Lunę w mocnym uścisku do puki ta nie została mu odebrana siłom. Od ciągnęli go od niej jego ojciec i wuj. 

- Sam nie szarp się, on jej musi teraz pomóc.-powiedział mu ojciec.

- Nie da się jej pomóc rozumiesz! Ona nie żyje!.- wykrzyczał

Na słowa chłopaka Clary zalała się długo powstrzymywanymi łzami. Kobieta nie mogła uwierzyć, że jej malutka córeczka nie żyje. Po prostu nie mogła w to uwierzyć.

- Nie gadaj głupot Sam!- skarcił go ojciec.

- Próbowałem wszystkiego i nic nie zadziałało.-krzyczał z coraz większym bólem w głosie. 

- Iratze nie zadziałało tak?- zapytał nagle Magnus przyglądając się Lunie.

- Tak ile jeszcze razy mam wam to powtarzać!

- Nie denerwuj się chłopcze.- powiedział, a następnie wyciągnął jakiś wywar. Wlał go do ust dziewczyny.  
  
- Podejdź tu Samuelu.- poprosił.   

Jace i Alec puścili chłopaka. Sam powolnym krokiem podszedł do łóżka dziewczyny. Zauważył zmianę w bezwładnym ciele, otóż teraz nie było już tak przeraźliwie blade. Nie wiedział co ma myśleć więc padł na kolan przed łóżkiem, chwycił chłodną rękę dziewczyn. Ze zaskoczeniem stwierdził, że wyczuwa puls. Bardzo słaby ale jednak. Wpatrywał się oniemiały w Magnus, na co ten z wielkim uśmiechem mu powiedział. 

- Nie gap się tak na mnie tylko narysuj jej lepiej Intraze, bo to biedactwo w dalszym ciągu traci krew.

Sam na jego słowa wyciągną stelę i narysował runę. Ku uldze wszystkich tym razem runa zadziałała. Rany Luny pomału zaczynały się goić. Jej ciało nabierało koloru. Dziewczyna zaczęła oddychać.

- Ale jak?-zapytał Sam. 

- Tak działa jad zmiennokształtnych na których przeprowadzał eksperymenty Valentajna.-wyjaśnił

- Valentine wrócił?- zapytała Clary.

- Nie sądzę Clary. Valentine zginął sześć lat temu to musi być jego uczeń. -odparł Magnus.

- Też tak myślę.-wtrącił Jace.

- Ale ko to może być?- powiedziała Izzy.

- Nie mam pojęcia.- odpowiedział Magnus.

Luna

2 dni później 

Dziewczyna pomału zaczęła się budzić. Była lekko skołowana, bo nie wiedziała co się z nią dzieje. Czułą się jakoś dziwnie. Wszystko ją bolało, ale nie pamiętała skąd wziął się ten ból. Jednak, kiedy jej umysł zaczął trochę jaśniej myśleć przypomniała sobie wszystko co się stało w Pandemonium. Luna z trudem otworzyła oczy, ponieważ bezlitosne promienie słoneczne oślepiały ją. Kiedy jej wzrok nabrał ostrości dostrzegł jasnowłosego chłopaka który spał na siedząco. Tym chłopakiem był oczywiście Sam.  Złotooki trzymał dziewczynę za rękę. Widok blondyna poruszył ją, bo przecież dla niego wróciła. To właśnie dla niego walczyła. To jego głosu cały czas się trzymała, kiedy wydawało jej się, że nie ma siły już walczyć. Tak, właśnie Luna słyszała każde słowo wypowiedziane przez chłopaka. Łącznie z wyznaniem miłości do niej. Zrobiło jej się nie wygodnie, więc spróbowała się podnieść. Jednak kiedy tylko spróbowała, zalała ją fala ostrego bólu brzucha. Mimowolnie syknęła, na co chłopak od razu się obudził, w jego oczach można było dostrzec strach. 

- Obudziłaś się!-wykrzyczał z wielkim uśmiechem na ustach.

- Na to wygląda.-wyszeptała odwzajemniając uśmiech. - Pomożesz mi?- zapytała po chwili.

- Co się dzieje, mam iść po Magnusa?-zdenerwował się.

- Nie kaczorku, chcę tylko żebyś pomugł mi usiąść.

- Kaczorku? Serio?- powiedział zezłoszczony.
  
- Nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie.-uśmiechnęła się do niego. -To możesz mi pomóc?- dodała.

Chłopak wstał i pomógł usiąść Lunie. Poprawił jej poduszkę. Kiedy skończył przysunął krzesło jeszcze bliżej łóżka. Usiadł na nim i złapał dziewczynę za rękę. Oboje intensywnie wpatrywali się w siebie, aż Luna się roześmiała co sprawiło, że znowu skrzywiła się z bólu.  

- Ile spałam?-zapytała w końcu.

- Dwa dni.- odpowiedział.

- Minęły już dwa dni?- zdziwiła się.- To dla czego moja rana wciąż tak boli?

- To przez jad demona, rana goi się bardzo powoli, nawet po nałożenu run. Kiedy sytuacja została miej więcej opanowana okazało się, że trzeba założyć ci szwy, ponieważ rana nie chciała się zasklepić.- wyjaśnił.

- To wspaniale.- mruknęła.- Dlaczego tu siedzisz?   

- Wiesz nie małem nic do roboty, a ktoś musiał przy tobie siedzieć.-powiedział

- Tak?-zapytała.- A ja myślałam, że jesteś tu bo mnie kochasz.-powiedziała, a chłopakowi szczęka opadła. 

- Żee cco.- wyjąkał.

- Nie pamiętasz, to ja chyba umierałam a nie ty.-zdziwiła się.

- Pamiętasz?

- A nie miałam pamiętać?- zapytała drżącym głosem.- Mogłam się domyśleć, że to tylko puste słowa.- mówiła przez łzy  

- Myślisz, że zakpiłem sobie ciebie?- wyszeptał ocierając jej łzy.- Po przeżyciach z moją matką, po prostu trudno mi jest okazywać uczucia, a tym bardziej mówić kocham cię. Nikomu jeszcze nawet o tym nie wspomniałem, powiedziałem tobie bo mi na tobie zależy. Jesteś dla mnie kimś ważnym. Od pierwszego momentu, od pierwszej chwili w której cię ujrzałem wiedziałem, że to ty.
    
- Że to ja?- zapytała zdziwiona.    

- Śniłem o tobie, od wielu lat wciąż mi się śnisz. Kiedy cie zobaczyłem myślałem, że zwariowałem. Później w klubie kiedy cię zobaczyłem całą we krwi po prostu wiedziałem, że jeśli coś ci się stanie już nigdy nie zdołam nikogo pokochać. 

- Co ci zrobiła?- zapytała ze smutkiem.

- Na prawdę, ja ci mówię jaka jesteś dla mnie ważna, a ty chcesz wiedzieć co mi zrobiła moja matka.

- Skrzywdziła cię. Widziałam to w twoich oczach.- wyjaśniła.

- Dobra i co z tego? Chcesz nas pogodzić?- uśmiechnął się.

- Raczej wydrapać zołzie oczy.

- Wiesz jak ja bardzo cię kocham?

- Na pewno nie bardziej niż ja ciebie.-powiedziała nie pewnie.

Chłopak od razu ją pocałował. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek jednak po chwili go przerwała. poklepała miejsce obok siebie. Chłopak od razu domyślił się o co jej chodź. Położył się obok niej, a ona wtuliła się w niego.

- To ty mnie przeniosłeś do mojej sypialni?- zapytała.

- Tak uznałem, że lepiej będzie ci się obudzić we własnym łóżku.-powiedział.

- Dziękuję.

- Nie ma za co.-powiedział całując ją w czubek głowy.

- Ale i tak musisz mi powiedzieć co ci zrobiła ta zołza.

- Kiedyś.- wyszeptał- A teraz śpij.- powiedział i już po chwili oboje pogrążyli się w błogim śnie.

sobota, 20 lutego 2016

Księga II Rozdział 7 część 1 - Kocham cię Luna.

Rozdział dedykuję paulina patrycja za piękny szablon i za szczere komentarze.



Luna

Dziewczyna wciąż nie mogła uwierzyć, że jej ukochany wujek jest takim potworem. Wiedziała, że nie powinna była podsłuchiwać ich rozmowy ale była po prostu ciekawa co w instytucie robi jej wujek. Jednak nie spodziewała się, że jej wujek mógł by zrobić coś takiego. Chciał skrzywdzić swoją matkę, więc porwał swoją siostrę i zrobił jej pranie mózgu. Praktycznie ustawił jej życie. Teraz dopiero sprawy się skomplikowały. Nie dość, że ma urwanie głowy z Samem to jeszcze poznała tajemnice swojej rodziny. Sam od dwóch tygodni nie daje jej spokoju. Ciągle za nią łazi, a ona nie wie co ma o nim myśleć. Z jednej strony cały czas ją do niego ciągnie, a z drugiej nie wie co ma o nim myśleć, przecież wie jaką on ma reputację. Człowiek przecież się, ot tak nie zmienia. Dziewczyna postanowiła jednak nie myśleć już o tym. Siedziała właśnie w pokoju i szykowała się do wyjścia do Pandemonium. Dostali cynk, że kilka demonów kręci się po klubie. Ona, Sami i bliźniaczki mieli to sprawdzić. Przebrała się w czarna obcisłą sukienkę, na to narzuciła skórzaną kurtkę. Kiedy byłą już gotowa, wyszła na korytarz i powolnym krokiem udała się do holu. Tam spotkała bliźniaczki po chwili dołączył do nich Sam. Dziewczyna otworzyła bramę i wszyscy bez słowa przez nią przeszli. Wylądowali w zaułku w którym znajdowało się tylne wejście do klubu. Bliźniaczki weszły pierwsze, a kiedy Luna miała już przechodzić Sam złapał ją.  
   
- Uważaj.- powiedział.

- Jedyną osobą na którą mam uważać jesteś ty.- powiedziała i ruszyła przed siebie.
 
Kiedy, tylko weszła od razu prawie ogłuszyła ją głośna muzyka. Razem z Samem odszukali Katy i Lucy. Następnie wszyscy rozdzielili się. Luna ruszyła w głąb klubu. Musiała się przeciskać, ponieważ w klubie panował ogromny tłok. Na początku niczego nie mogła dostrzec, lecz jest naprawdę dobra i już po chwili zobaczyła czarnookiego chłopaka który prowadził jakąś dziewczynę na zaplecze. Chłopak był z pewnością demonem, zmiennokształtnym. Po woli ruszyła za nim, zachowywała się naprawdę ostrożnie żeby nie zwracać na siebie uwagi. W końcu doszła do drzwi, otworzyła je i musiała zatkać ręką buzie żeby nie krzyknąć. W pomieszczeniu znajdowało się kilka demonów, które rozszarpały już kogoś i właśnie zabierały się za dziewczynę, którą przyprowadziły czarnooki. Wiedziała, że powinna zawiadomić innych i na nich poczekać, ale przecież nie mogła pozwolić żeby demon zabiły tą dziewczynę. Więc po chwili wahania wyciągnęła serafickie ostrze i ruszyła na demony. Wzięła je z zaskoczenia, co pozwoliło jej zabić od razu jednego z nich. Niestety z pozostałymi nie było już tak łatwo, puściły dziewczynę i wszystkie ruszyły na nią. Wyłączyła swój strach i zatopiła się w walce. Ledwo sobie radziła, było ich po prostu za dużo. W pewnym czasie poczuła rwący ból w lewym ramieniu, jeden z nich wbił w nie swoje pazury. Bolało ją, jednak walczyła dalej w końcu pokonała kolejne dwa, ale w dalszym ciąg było ich dużo. Kiedy myślała, że już nie da rady pojawił się on. Sam pył wściekły, kiedy wszedł do pomieszczenia bez wahania zaczął walczyć z demonami. Po jakimś czasie zostały tylko dwa. Luna zajęła się jednym, a Sam drugim. Kiedy dziewczyna zatopiła ostrze w ciele zmiennokształtnego on  ostatkiem sił i wbił jej szpony w brzuch. Demon się rozpłynął a dziewczyna pogrążyła się w ciemności.
 
Sam

Sam właśnie zabił swojego demona, kiedy zobaczył co się stało Lunie.  Zamarł jego serce stanęło. W ostatniej chwili ją złapał. Dziewczyna była cała we krwi, szybko narysował jej Iratze
, jednak runa nie pomogła. W tej chwili do pomieszczenia wpadły bliźniaczki. Nakazał im zająć się przyziemną a sam porwał Lunę na ręce i wybiegł. Na szczęście portal w klubie był otwarty, więc szybko dostał się do instytutu. Ruszył do skrzydła medycznego, przy okazji wołając kogokolwiek. Pierwszą osobą która go zobaczyła była jego ciotka Izabelle.

- Na anioła, co się stało.-zawołała ruszając za nim.

- Sam odpowiedz mi.-rozkazała

- Demon wbił w nią pazury, Iratze nie działa. Jej puls słabnie długo nie wytrzyma.- wyjaśnił w końcu.

- Cholera jasna, gdzie są twoje kuzynki?-zapytała.

- Są bezpieczne.-zapewnił.

- Tyle dobrze.- powiedziała z ulgą.

- Zanieś ją szybko do skrzydła szpitalnego.

- Właśnie miałem to zrobić.

- Ja z prowadzę Magnusa.

- Ok.

- Zastosuj runę neutralizującą toksyny demonów, a potem spróbuj znów Iratze .- rozkazała i pobiegła.

Chłopak w końcu doszedł do sali położył dziewczynę na łóżku i nałożył jej runę neutralizującą toksyny. Po czym jeszcze raz spróbował nałożyć Iratze lecz i tym razem nie zadziałało. Załamał się. Nie mógł jej stracić.

- Nie umieraj Luna słyszysz.-wykrzyknął.

- Masz walczyć .-rozkazał

Chłopak wziął dziewczynę za ręce i cały czas do niej mówił. Czekał aż jego ciotka przyjdzie, co chwilę sprawdzając puls dziewczyny. Sprawdził go po raz kolejny jednak tym razem nic nie wyczuł. Pomoc nie nadchodziła więc zaczął ją reanimować. Nic to nie pomogło, więc w końcu wziął ją w ramiona.

-Kocham cię Luna. - krzyknął przyciskając ją do siebie.

-Nie możesz mnie zostawić.

-Kocham cię, proszę nie zostawiaj mnie.- wyszeptał, wciąż trzymając ją w ramionach.

piątek, 19 lutego 2016

Księga II Rozdział 6 - Tłumacz się Sebastianie.

Clary

Dwa tygodnie później.

  Od dwóch tygodni w instytucie panuje napięta atmosfera. Luna wciąż nie odzywa się do kobiety, a kiedy miała lekcje z Jace'm to później sala wygląda jak by przeszedł przez nią huragan.  Clary jest załamana zaistniałą sytuacją, w zeszłym tygodniu napisała ognistą wiadomość do męża. Do dziś nie dostała odpowiedzi. Od chwili w której sobie o wszystkim przypomniała wiele się zmieniło. Po pierwsze to, że jest teraz z Jace'm. O powrocie jej pamięci wiedzą jeszcze tylko Alec i Izzy. Kobieta nie chciała, żeby mówić jej matce. W końcu ma ona już swoje lata. Najpierw chciała, wyjaśnić wszystko z bratem. Sebastian jednaj się nie odzywał, dopiero dzisiaj rano kobieta dostała wiadomość od brata.                                                                                                                                   Napisał tylko: "Co ty tam robisz? Będę o drugiej."                                                                        

Clary od razu powiadomiła przyjaciół o wszystkim. Chciała też powiadomić Lunę, ale po przemyśleniu sprawy zrezygnowała. W tym momencie kobieta stała w salonie, wpatrywała się w jasny płomień w kminku. Denerwowała się, ponieważ zegar na ścianie wskazuje godzinę 13:50. Zostało jej już niewiele czasu do spotkania z bratem. Sebastian nie należy do osób które się spóźniają. Ktoś wszedł do pomieszczenia, więc kobieta odwróciła się, aby zobaczyć kim jest przybysz. Tym kimś okazał się Jace. Podszedł do Clary i objął ją, pocałował ją w czoło. Co spowodowało lekki uśmiech na twarzy kobiety.

- Denerwujesz się?- zapytał się patrząc się w jej zielone oczy. 

- Jace nie wiem co ja mam myśleć. Nie wiem kim jest Sebastian, przecież nie może być moim bratem. Wszyscy wiemy, że Jonathan nie żyje.- powiedziała. - A co do twojego pytania to tak denerwuję się.- dodała.

- Wszystko będzie dobrze.-zapewnił.

- Nie jestem tego pewna. Mówiłeś, że Lunie przejdzie.

- Wiem co mówiłem, ale ona wdała się w ciebie jest tak samo uparta jak ty.- wyszeptał tuż przy jej uchu.

- Wcale nie jestem uparta.-zaprzeczyła.
  
- Jesteś jesteś.- zapewnił, a ona tylko przewróciła oczami.

- Myślisz, że wszystko się wyjaśni?

- Na pewno kochanie.

Mężczyzna pocałował Clary. Nie stenty przerwał im dźwięk otwierającej się bramy.  Od razu się od siebie odsunęli. Jasne światło stopniowo się powiększało, aż w końcu brama w pełni się otworzyła. Nie trzeba było długo czekać na Sebastiana. Już po kilkunastu sekundach z portalu wyłonił się mężczyzna o platynowych włosach. Pierwsze co zrobił to podszedł do siostry, chciał ją przytulić jednak ta się odsunęła. 

- Co się dzieje Clary?-zapytał.

- Nie podchodź do niej.- zawołał Jace przyciągając Clary do siebie.

- Jace Herondale jak zwykle, pcha się w nie swoje sprawy.- mruknął.

- Ja wszystko pamiętam Sebastianie.- powiedziała wyrywając się Jace'owi. Kobieta stanęła na przeciwko swojego brata.

- Co niby masz pamiętać rudzielcu?- zapytał udając, że nie wie o co chodzi.

- Wszystko.- powiedziała.- Więc tłumacz się Sebastianie.

- Nie mam z czego Clary, a poza tym jestem twoim starszym bratem, więc należy mi się odrobina szacunku.

- Nie jesteś moim bratem.

- Ach tak znów jesteś Clary Fray, więc znasz mnie pod innym imieniem prawda.- zaśmiał  się. -  Nasza matka nadała mi inne imię, Jonathan Christopher Morgenstern. Czy tak ma na imię twój martwy brat Clary.

- Jeżeli jesteś moim bratem, to czemu to zrobiłeś?- zapytała ze złością.

- Chciałem mieć cie w końcu przy sobie siostro. Chciałem żeby ona cierpiała, chciałem żeby wszyscy cierpieli Clary. Wiesz wmówiłem ci różne rzeczy, a ty w wszystko od razu uwierzyłaś. Wysłałem cię do Londynu, to ja ci podesłałem twojego mężulka. Ja o wszystkim decydowałem Clary, zawsze miałem nad  tobą władzę. - zaśmiał się a jego oczy zrobiły się całe czarne.

- Jesteś potworem!-wykrzyczała- Wynoś się!- Jej brat posłuchał ją, jednak przed samym wyjście się odwrócił i powiedział.
   
- To jeszcze nie koniec Clary.
W końcu mężczyzna zniknął, a Clary od razu wpadła w ramiona Jace.

- Jak on mógł nam to zrobić Jace. Rozdzielił nas na 20 długich lat.- powiedziała przez łzy.

- Już dobrze Clary, już dobrze nikt już nas nie rozdzieli słyszysz. Kocham cię.

- Ja też cię kocham Jace.- wyszeptała i mocniej go przytuliła.

Para jednak nie wiedziała, że ktoś ich obserwował, z resztą już od dłuższego czasu. Ten ktoś widział całą rozmowę Clary z Sebastianem. Ten ktoś po prostu nie mógł uwierzyć, że jego rodzina jest jeszcze bardziej nie normalna. 

wtorek, 16 lutego 2016

Hej kochani.

Dzisiaj są moje urodziny, więc może w weekend zamiast jednego rozdziału dodam dwa? Co o tym myślicie? Chcecie dwa rozdziały?

sobota, 13 lutego 2016

Księga II Rozdział 5 Wszystko się po pieprzyło

Luna


Trzy dziewczyny, wpatrywały się ze zdumieniem w chłopaka. Siostry były lekko skołowane zaistniałą sytuacją. Luna natomiast, po prostu nie wiedziała co ma powiedzieć. W końcu nie codziennie nowo poznany chłopak mówi, że jest jego dziewczyną. W sumie to nigdy, nie całowała się z nowo poznanym chłopcem. Świat dosłownie stanął na głowie.

- Że co?!- wykrzyknęła w końcu Luna.

Sam na jej słowa uśmiechnął się i wyszedł. Luna stała nie wiedziała co ma zrobić. Czy ma za nim iść, czy też nie. Bliźniaczki pomogły jej w podjęciu decyzji. Dosłownie siłą wypchnęły ją z pomieszczenia. Dziewczyna nie walczyła z nimi, od razu się podała. Powoli wyszła na korytarz, po czy szybko pobiegła w stronę oddalającego się chłopaka. Dogoniła go po chwili. Stanęła przed nim, nie pozwalając mu przejść dalej.

- Co to miało znaczyć?-zapytała

- Niby co?- zapytał się, z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Ty jeszcze, się pytasz?!- zezłościła się. 

- Nie złość się piękna.- powiedział zmniejszając dzielącą ich odległość do zera.

- Cco ty robisz.- wyszeptała dziewczyna 

- Robię to czego, oboje pragniemy.- zaśmiał się i ją pocałował.

Całowali się przez chwilę, lecz Luna przerwała pocałunek. Osunęła się od chłopaka, ten popatrzył się na nią zdziwiony. Ona jednak nic nie powiedziała, po prostu wymierzyła mu policzek i uciekła. Nie wiedziała co ma robić. Czuła, że zaistniała sytuacja ją przerasta. Zna tego chłopaka zaledwie od kilku godzin. Zresztą wcale jego nie zna. Jednak z drugiej strony coś ją do tego chłopaka przyciąga. Nigdy jeszcze żaden chłopak na nią tak nie działał, a miała ich kilku. Jedno spojrzenie jego złotych oczu i już się rozpływała. Dźwięk jego głosu, przyprawiał ją o dreszcze. Był szalenie przystojny. Te wszystkie rzezy, przyprawiały ją o zawroty głowy. Nie miała pojęcia co miała zrobić ze sobą, a tym bardziej ze swoimi uczuciami. Miała wielkie szczęście, że osoba na którą zawsze mogła liczyć jest tu razem z nią. Więc, bez zastanowienia ruszyła do pokoju matki. Wiedziała, że tylko ona może jej teraz pomóc. Doszła do jej sypialni i bez pukania weszła do jej pokoju. To co tam zastała, dosłownie ją dobiło. Myślała, że już nic dzisiaj ją nie zaskoczy. A tu taki cios. Najpierw cała ta szalona akcja z Samem, a teraz to. Jej własna matka, najuczciwsza kobieta na całym świecie. Leżała w łóżku z obcym facetem, dookoła leżały porozrzucane ubrania. Para wciąż się całowała, jednak kiedy dziewczyna weszła od razu się od siebie oderwali. 

- Luna to nie jest tak jak myślisz!- próbowała się wytłumaczyć kobieta.

- A niby jak!- wykrzyknęła ze złością 

- Kochane to na prawdę...

- Aha czyli nie zabawiasz się z jakimś obcym facetem.- zaśmiała się histerycznie.

- Luna!!!

- Wiesz co dzisiaj miałam powalony dzień rozumiesz.- zawołała.- Wszystkiego się spodziewałam ale nie tego, że mam matkę dziwkę. Miałam cię za kogoś zupełnie innego. Jesteśmy w Nowym Yorku od kilku pieprzonych godzin a ty już zdradzasz tatę z moim pieprzonym nauczycielem. Jesteście wszyscy popieprzeni nienawidzę was! - dosłownie zaczęła się wydzierać, a kiedy już skończyła wyszła trzaskając drzwiami.  

Roztrzęsiona dziewczyna ruszyła przed siebie. Skierowała się do swojej nowej sypialni. Kiedy, już dobiegła do pomieszczenia odtworzyła drzwi i rzuciła się na łóżko. Zalała się łzami. Nie wiedziała, że jej życie może aż tak się skomplikować.  



pół godziny później 

Clary




Kobieta nie mogła uwierzyć w to co się stało. Naprawdę wszystko spieprzyła. Sama nie wiedziała, jak mogła być, aż tak nieodpowiedzialna. Przypomniała sobie wszystko, ale przecież wcale nie musiała od razu iść od razu do łóżka z Jace'm. Zapomniała o całym Bożym Świecie. o swojej córce, o mężu. Nie powinna być tak bardzo lekkomyślna. Dała się przyłapać swojej nastoletniej córce w łóżku z mężczyzną. Nie może powiedzieć, że słowa Luny jej nie zabolały, ale w pełni ją rozumiała. Kobieta zalała się łzami. Mężczyzna podszedł do niej ukląkł przy niej. 

- Clary spójrz na mnie?- powiedział 

- Jace wszystko zepsułam. - wyszeptała przez łzy.

- Nie prawda księżniczko, niczego nie zepsułaś.

- To wszystko moja wina, moja córka mnie znienawidziła.

- Nie to nasza wina nie twoja. Rozumiesz!- powiedział.- Clary spójrz na mnie. Twojej córce, na pewno niedługo przejdzie.

- Jace nie znasz Luny.

- To prawda, ale na pewno jej przejdzie.

- Nie jetem tego taka pewna.- powiedziała.- Zdradziłam jej ojca. Cholera jasna zdradziłam mojego męża. 

- Clary, nie martw się teraz tym.

-Wszystko się po pieprzyło.- westchnęła 

- Masz rację.