piątek, 26 lutego 2016

Księga II Rozdział 7 część 2 - Kocham cię Luna.

Izzy

Kobieta na prawdę się przeraziła kiedy zobaczyła Sama z córką Clary. Dziewczyna wyglądała tragicznie. Była caluśka we krwi.  Więc niezwłocznie skontaktowała się z Magnusem, czarownik zaraz miał się zjawić w instytucie. Izzy czekała na niego wy holu. Wreszcie brama się otworzyła i Magnus pojawił się a wraz z nim Alec. 

- Co się stało Izzy?-zapytał ją brat.

- Córka Clary została ranna, jest bardzo źle.

- Nie zastosowaliście Iratze?- zaciekawił się Magnus.

- Nie działa.- odparła.

- Cholera to naprawdę jest źle.- krzyknął Alec. 

Ruszyli wszyscy do skrzydła szpitalnego. Kiedy przechodzili koło bibliotek, kobieta zauważyła swoją przyjaciółkę i brata którzy siedzieli w pomieszczeniu. Clary również ich zauważyła i razem z Jace'm dogonili Izzy i resztę. 

- Co się dzieje.- zaciekawił się Jace.- Co tu robisz Magnus?- zapytał.

-Coś się stał...-zaczęła Izzy lecz przerwała, ponieważ zbliżyli się do skrzydła szpitalnego, z którego dochodził krzyk rozpacz. 

Wszyscy szybko pobiegli do skrzydła szpitalnego. Jednak nikt nie spodziewał się widoku który tam zobaczyli. . Chłopak rozpaczał nad bezwładnym ciałem dziewczyny. Luna wciąż znajdowała się w jego ramionach. Kiedy tylko, wszyscy ocknęli się z pierwszego szoku podeszli do łóżka.   
  
- Odsuń się!- nakazał Magnus. 

Jednak chłopak nie zamierzał puścić swojej ukochanej. Wiedział, że nawet wielki czarownik Brooklynu nie da rady wskrzesić Luny. Dla niej już nie było ratunku. Dla niego zresztą już teraz też nie. Choć znał Lunę od niedawna, to od pierwszego wejrzenia wiedział, że to ta na którą czekał całe życie. Tylko ona mogła go uratować przed okrutną przeszłością. Ale jej już tu niema i jest zgubiony. Trzymał Lunę w mocnym uścisku do puki ta nie została mu odebrana siłom. Od ciągnęli go od niej jego ojciec i wuj. 

- Sam nie szarp się, on jej musi teraz pomóc.-powiedział mu ojciec.

- Nie da się jej pomóc rozumiesz! Ona nie żyje!.- wykrzyczał

Na słowa chłopaka Clary zalała się długo powstrzymywanymi łzami. Kobieta nie mogła uwierzyć, że jej malutka córeczka nie żyje. Po prostu nie mogła w to uwierzyć.

- Nie gadaj głupot Sam!- skarcił go ojciec.

- Próbowałem wszystkiego i nic nie zadziałało.-krzyczał z coraz większym bólem w głosie. 

- Iratze nie zadziałało tak?- zapytał nagle Magnus przyglądając się Lunie.

- Tak ile jeszcze razy mam wam to powtarzać!

- Nie denerwuj się chłopcze.- powiedział, a następnie wyciągnął jakiś wywar. Wlał go do ust dziewczyny.  
  
- Podejdź tu Samuelu.- poprosił.   

Jace i Alec puścili chłopaka. Sam powolnym krokiem podszedł do łóżka dziewczyny. Zauważył zmianę w bezwładnym ciele, otóż teraz nie było już tak przeraźliwie blade. Nie wiedział co ma myśleć więc padł na kolan przed łóżkiem, chwycił chłodną rękę dziewczyn. Ze zaskoczeniem stwierdził, że wyczuwa puls. Bardzo słaby ale jednak. Wpatrywał się oniemiały w Magnus, na co ten z wielkim uśmiechem mu powiedział. 

- Nie gap się tak na mnie tylko narysuj jej lepiej Intraze, bo to biedactwo w dalszym ciągu traci krew.

Sam na jego słowa wyciągną stelę i narysował runę. Ku uldze wszystkich tym razem runa zadziałała. Rany Luny pomału zaczynały się goić. Jej ciało nabierało koloru. Dziewczyna zaczęła oddychać.

- Ale jak?-zapytał Sam. 

- Tak działa jad zmiennokształtnych na których przeprowadzał eksperymenty Valentajna.-wyjaśnił

- Valentine wrócił?- zapytała Clary.

- Nie sądzę Clary. Valentine zginął sześć lat temu to musi być jego uczeń. -odparł Magnus.

- Też tak myślę.-wtrącił Jace.

- Ale ko to może być?- powiedziała Izzy.

- Nie mam pojęcia.- odpowiedział Magnus.

Luna

2 dni później 

Dziewczyna pomału zaczęła się budzić. Była lekko skołowana, bo nie wiedziała co się z nią dzieje. Czułą się jakoś dziwnie. Wszystko ją bolało, ale nie pamiętała skąd wziął się ten ból. Jednak, kiedy jej umysł zaczął trochę jaśniej myśleć przypomniała sobie wszystko co się stało w Pandemonium. Luna z trudem otworzyła oczy, ponieważ bezlitosne promienie słoneczne oślepiały ją. Kiedy jej wzrok nabrał ostrości dostrzegł jasnowłosego chłopaka który spał na siedząco. Tym chłopakiem był oczywiście Sam.  Złotooki trzymał dziewczynę za rękę. Widok blondyna poruszył ją, bo przecież dla niego wróciła. To właśnie dla niego walczyła. To jego głosu cały czas się trzymała, kiedy wydawało jej się, że nie ma siły już walczyć. Tak, właśnie Luna słyszała każde słowo wypowiedziane przez chłopaka. Łącznie z wyznaniem miłości do niej. Zrobiło jej się nie wygodnie, więc spróbowała się podnieść. Jednak kiedy tylko spróbowała, zalała ją fala ostrego bólu brzucha. Mimowolnie syknęła, na co chłopak od razu się obudził, w jego oczach można było dostrzec strach. 

- Obudziłaś się!-wykrzyczał z wielkim uśmiechem na ustach.

- Na to wygląda.-wyszeptała odwzajemniając uśmiech. - Pomożesz mi?- zapytała po chwili.

- Co się dzieje, mam iść po Magnusa?-zdenerwował się.

- Nie kaczorku, chcę tylko żebyś pomugł mi usiąść.

- Kaczorku? Serio?- powiedział zezłoszczony.
  
- Nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie.-uśmiechnęła się do niego. -To możesz mi pomóc?- dodała.

Chłopak wstał i pomógł usiąść Lunie. Poprawił jej poduszkę. Kiedy skończył przysunął krzesło jeszcze bliżej łóżka. Usiadł na nim i złapał dziewczynę za rękę. Oboje intensywnie wpatrywali się w siebie, aż Luna się roześmiała co sprawiło, że znowu skrzywiła się z bólu.  

- Ile spałam?-zapytała w końcu.

- Dwa dni.- odpowiedział.

- Minęły już dwa dni?- zdziwiła się.- To dla czego moja rana wciąż tak boli?

- To przez jad demona, rana goi się bardzo powoli, nawet po nałożenu run. Kiedy sytuacja została miej więcej opanowana okazało się, że trzeba założyć ci szwy, ponieważ rana nie chciała się zasklepić.- wyjaśnił.

- To wspaniale.- mruknęła.- Dlaczego tu siedzisz?   

- Wiesz nie małem nic do roboty, a ktoś musiał przy tobie siedzieć.-powiedział

- Tak?-zapytała.- A ja myślałam, że jesteś tu bo mnie kochasz.-powiedziała, a chłopakowi szczęka opadła. 

- Żee cco.- wyjąkał.

- Nie pamiętasz, to ja chyba umierałam a nie ty.-zdziwiła się.

- Pamiętasz?

- A nie miałam pamiętać?- zapytała drżącym głosem.- Mogłam się domyśleć, że to tylko puste słowa.- mówiła przez łzy  

- Myślisz, że zakpiłem sobie ciebie?- wyszeptał ocierając jej łzy.- Po przeżyciach z moją matką, po prostu trudno mi jest okazywać uczucia, a tym bardziej mówić kocham cię. Nikomu jeszcze nawet o tym nie wspomniałem, powiedziałem tobie bo mi na tobie zależy. Jesteś dla mnie kimś ważnym. Od pierwszego momentu, od pierwszej chwili w której cię ujrzałem wiedziałem, że to ty.
    
- Że to ja?- zapytała zdziwiona.    

- Śniłem o tobie, od wielu lat wciąż mi się śnisz. Kiedy cie zobaczyłem myślałem, że zwariowałem. Później w klubie kiedy cię zobaczyłem całą we krwi po prostu wiedziałem, że jeśli coś ci się stanie już nigdy nie zdołam nikogo pokochać. 

- Co ci zrobiła?- zapytała ze smutkiem.

- Na prawdę, ja ci mówię jaka jesteś dla mnie ważna, a ty chcesz wiedzieć co mi zrobiła moja matka.

- Skrzywdziła cię. Widziałam to w twoich oczach.- wyjaśniła.

- Dobra i co z tego? Chcesz nas pogodzić?- uśmiechnął się.

- Raczej wydrapać zołzie oczy.

- Wiesz jak ja bardzo cię kocham?

- Na pewno nie bardziej niż ja ciebie.-powiedziała nie pewnie.

Chłopak od razu ją pocałował. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek jednak po chwili go przerwała. poklepała miejsce obok siebie. Chłopak od razu domyślił się o co jej chodź. Położył się obok niej, a ona wtuliła się w niego.

- To ty mnie przeniosłeś do mojej sypialni?- zapytała.

- Tak uznałem, że lepiej będzie ci się obudzić we własnym łóżku.-powiedział.

- Dziękuję.

- Nie ma za co.-powiedział całując ją w czubek głowy.

- Ale i tak musisz mi powiedzieć co ci zrobiła ta zołza.

- Kiedyś.- wyszeptał- A teraz śpij.- powiedział i już po chwili oboje pogrążyli się w błogim śnie.

1 komentarz:

  1. Świetny i trochę wzruszający. Boże co ich tak ciągnie do siebie. Najpierw ich rodzice a później ich odwieczne kopie. Tu chodzi o ten wygląd, charakter a może nazwisko? 😉
    Naprawdę rozdział świetny nie mogę się doczekać kolejnego. Dodaj jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń