Izabell
Wstałam dość wcześnie. Choć wczoraj do drugiej rozmawiałam z Clary. Nie chce mi się wierzyć ,że oni są rodzeństwem. Clary mi się wyżala ,a Jace no co on robi. Na pewno nie wyżala się nikomu no może butelce piwa. Pewnie teraz siedzi w jakimś barze i użala się nad sobą. Jaki ten świat jest zły. Wiem to bo znam mojego brata (Jace nie jest prawdziwym bratem Izabell i Aleca ale ich rodzice go wychowali). Gdy już przestałam myśleć o tej dwójce udałam się do kuchni aby przygotować śniadanie.
Clary
Dziś pierwszy raz od dwóch tygodni się wyspałam. Może dla tego ,że wyżaliłam się Izy? Wstałam i poszłam do swojego pokoju w instytucie. Przeszłam przez korytarz cicho ,bo wiem że Jace ma pokój na przeciwko mojego. Więc gdy już upewniłam się ,że nigdzie go nie ma szybko weszłam do swojej sypialni. Znalazłam ciuchy których jeszcze nie zabrałam. Wzięłam szybką kąpiel i ubrałam się. Wyszłam na korytarz i tam zobaczyłam...
Jace
- Co ty tu robisz Clary?
- Nic właśnie miałam znaleźć Izy i się z nią pożegnać.
Miałam już udać się w poszukiwania mojej przyjaciółki ,lecz on mnie powstrzymał.
- Clary nie uważasz że musimy pogadać?
- Nie wiem Jace. Musze znaleźć Izy. Chce się z nią pożegnać.
- A co wyjeżdżasz gdzieś?
- Nie ale nie chcę ,żeby się martwiła.
- No to gdzie idziesz?
- Do mamy do szpitala.
- Co ostatnie dwa tygodnie tam przesiedziałaś.
- A żebyś wiedział.
- Znalazła się oddana córeczka.
- A ty ani razu nie odwiedziłeś jej.
- A niby po co.
- Bo ona jest twoją matkom baranie.
- Gdzie to jest napisane?
- Palant.
- Clary przecież ty w to nie wierzysz.
Powiedziawszy to Jace przybliżył się do mnie na nie bezpieczną odległość.
- Jace ja sam nie wiem w co wieże.
Powiedziała lekko zmieszana. On schylił się i ...
Przerwał nam krzyk Izy.
- Ratunku!
- Izy gdzie ty jesteś.-Wydarł się Jace
- W kuchni.
Pobiegliśmy tam. I co? Izabell stoi w kuchni i próbuje zapanować nad kipiącymi garami.
- Izy co ty do cholery robisz?-Wydarł się Jace.
- No bo próbowałam zrobić dla nas śniadanie.
- Ale przeciesz po ostatnim masz zakaz.-Powiedział Jace
- No niby dla czego.
- Izy ostatni prawie spaliłaś kuchnie.-Przypomniałam jej.
- No i co z tego. Ale czekajcie coś mi tu nie pasuje.
- Co.-Powiedział Jace
- No to że jesteście tu razem.
- No to co Izy? W końcu i tak byśmy na siebie wpadli.-Powiedziałam
- No tak nie mogliśmy się przeciesz unikać do końca życia.-Dodał Jace
- No to mamy postęp.
Izabell krzyknęła i przytuliła nas.
- No to Clary zdecydowałaś się już.
- Nie wiem Izy.
- Na co miałaś się zdecydować Clary?
- Jace nad tym czy chcę być nocną łowczynią czy nie.
- Tu nie ma się nad czym zastanawiać Clary idziesz się ubrać i jedziemy po twoje rzeczy.-Powiedział Jace
- Co.-Powiedziałyśmy z Izy zaskoczone.
- Nie co tylko idź się ubierać.
- Jace ale ja nie wiem.
- Nie Clary tu nie ma co dyskutować. Jesteś nocnym łowcą i nic tego nie zmieni. Rozumiesz Clary?
- Jace ale treningi i to wszystko. Właśnie kto niby miał by mnie trenować?
- Ja.-Powiedział pewnie.
- Że co? Izy powiedz mu coś.
- Przykro mi Clary ale Iz chyba się zmyła.
- Zabije.
- Clary powiedz czy się zgadzasz?
- No ja..
- Powiedz tak czy nie Clary.
- Jace ...nie wiem.
Złapał mnie za rękę.
- Clary?
- Dobrze Jace zgadzam się.
On na te słowa uśmiechną się i przybliżył usta do moich ust...
Zapraszam na nowy rozdział bezcennej.
OdpowiedzUsuńhttp://bezcenna.blogspot.com/