sobota, 8 listopada 2014

Rozdział-2-Co ty tu robisz?

Izabell

Wstałam dość wcześnie. Choć wczoraj do drugiej rozmawiałam z Clary. Nie chce mi się wierzyć ,że oni są rodzeństwem. Clary mi się wyżala ,a Jace no co on robi. Na pewno nie wyżala się nikomu no może butelce piwa. Pewnie teraz siedzi w jakimś barze i użala się nad sobą. Jaki ten świat jest zły. Wiem to bo znam mojego brata (Jace nie jest prawdziwym bratem Izabell i Aleca ale ich rodzice go wychowali). Gdy już przestałam myśleć o tej dwójce udałam się do kuchni aby przygotować śniadanie.

Clary

Dziś pierwszy raz od dwóch tygodni się wyspałam. Może dla tego ,że wyżaliłam się Izy? Wstałam i poszłam do swojego pokoju w instytucie. Przeszłam przez korytarz cicho ,bo wiem że Jace ma pokój na przeciwko mojego. Więc gdy już upewniłam się ,że nigdzie go nie ma szybko weszłam do swojej sypialni. Znalazłam ciuchy których jeszcze nie zabrałam. Wzięłam szybką kąpiel i ubrałam się. Wyszłam na korytarz i tam zobaczyłam...

Jace 

- Co ty tu robisz Clary?

- Nic właśnie miałam znaleźć Izy i się z nią pożegnać.

Miałam już udać się w poszukiwania mojej przyjaciółki ,lecz on mnie powstrzymał.

- Clary nie uważasz że musimy pogadać?

- Nie wiem Jace. Musze znaleźć Izy. Chce się z nią pożegnać.

- A co wyjeżdżasz gdzieś?

- Nie ale nie chcę ,żeby się martwiła.

- No to gdzie idziesz?

- Do mamy do szpitala.

- Co ostatnie dwa tygodnie tam przesiedziałaś.

- A żebyś wiedział.

- Znalazła się oddana córeczka.

- A ty ani razu nie odwiedziłeś jej.

- A niby po co.

- Bo ona jest twoją matkom baranie.

- Gdzie to jest napisane?

- Palant.

- Clary przecież ty w to nie wierzysz.

Powiedziawszy to Jace przybliżył się do mnie na nie bezpieczną odległość.

- Jace ja sam nie wiem w co wieże.

Powiedziała lekko zmieszana. On schylił się i ...
Przerwał nam krzyk Izy.

- Ratunku!

- Izy gdzie ty jesteś.-Wydarł się Jace

- W kuchni.


Pobiegliśmy tam. I co? Izabell stoi w kuchni i próbuje zapanować  nad kipiącymi garami.

- Izy co ty do cholery robisz?-Wydarł się Jace.

- No bo próbowałam zrobić dla nas śniadanie.

- Ale przeciesz po ostatnim masz zakaz.-Powiedział Jace

- No niby dla czego.

- Izy ostatni prawie spaliłaś kuchnie.-Przypomniałam jej.

- No i co z tego. Ale czekajcie coś mi tu nie pasuje.

- Co.-Powiedział Jace

- No to że jesteście tu razem.

- No to co Izy? W końcu i tak byśmy na siebie wpadli.-Powiedziałam

- No tak nie mogliśmy się przeciesz unikać do końca życia.-Dodał Jace

- No to mamy postęp.

Izabell krzyknęła i przytuliła nas.

- No to Clary zdecydowałaś się już.

- Nie wiem Izy.

- Na co miałaś się zdecydować Clary?

- Jace nad tym czy chcę być nocną łowczynią czy nie.

- Tu nie ma się nad czym zastanawiać Clary idziesz się ubrać i jedziemy po twoje rzeczy.-Powiedział Jace

- Co.-Powiedziałyśmy z Izy zaskoczone.

- Nie co tylko idź się ubierać.

- Jace ale ja nie wiem.

- Nie Clary tu nie ma co dyskutować. Jesteś nocnym łowcą i nic tego nie zmieni. Rozumiesz Clary?

- Jace ale treningi i to wszystko. Właśnie kto niby miał by mnie trenować? 

- Ja.-Powiedział pewnie.

- Że co? Izy powiedz mu coś.

- Przykro mi Clary ale Iz chyba się zmyła.

- Zabije.

- Clary powiedz czy się zgadzasz?

- No ja..

- Powiedz tak czy nie Clary.

- Jace ...nie wiem.

 Złapał mnie za rękę.

- Clary?

- Dobrze Jace zgadzam się.

On na te słowa uśmiechną się i przybliżył usta do moich ust...

piątek, 7 listopada 2014

ROZDZIAŁ-1-Miłosne łzy

Jak się czuje człowiek któremu świat się zawalił? Gdy w jednym dniu twoje serce bije dla miłości twojego życia,a w drugim przez jedną informację pęka. Właśnie to mi się przytrafiło. Teraz zupełnie skołowana udaję się do szpitala. Może mamie się poprawiło,w co wątpię. Z Jasem nie widziałam się od dwóch tygodni. Z Izabell rozmawiamy często (znaczy ona dzwoni i mówi jak to będzie fajnie jak się zdecyduję być "nocnym łowcą"). Ja nie wiem czy chcę nim być,bo co z jednej strony jestem za a, z drugiej jest Jace. O kurwa mój Jace. Clary ogarnij się on nie jest twoim Jasem(Myślę). Wchodzę na piętro mamy i udaję się do jej sali.Wchodzę, biorę ją za rękę i czekam.

-Clary?

Moje przemyślenia przerywa Luke.

-Hej co tam Luke?

-Nie powinnaś tu siedzieć od rana do wieczora.

-Wiem ale w domu nikogo nie ma.

-Clary powinnaś wprowadzić się do instytutu.

-Nie wiem ...Je.

-Wiem że ty i Jonathan to skąplikowana sytuacja ale on jest twoim bratem i powinnaś się z tym pogodzić.

-Nie nazywaj go tak.-krzyknęłam 

-Clary ale ...

Wstałam i wybiegłam z sali mamy. Biegłam szybko po schodach. Gdy znalazłam się na dole,okazało się że pada. Jakoś się tym nie przejęłam. Kurwa całe życie mi się wali a ja mam niby przejmować się tym,że zmoknę.Biegłam zatłoczoną ulicą NY aż zobaczyłam że jestem przed bramą instytutu.I co teraz? Wejść czy nie wejść oto jest pytanie. Długo nie rozmyślałam bo tu znikąd pojawiła się Izabell.

-Clary wiedziałam że przyjdziesz.-Uścisnęła mnie.

-Izy ja nawet nie wiem dlaczego tu przyszłam.

-Ej co się stało?-zapytała lekko zaniepokojona

A ja zaczęłam jej opowiadać jak to się stało ,że tu się znalazłam.
Po skończonym monologu Izy popatrzyła mi się w oczy i powiedziała.

-To wszystko przez Jace'a.

-Nie wcale nie prze...

-No widzisz bronisz go bo go kochasz.

-No niby kto ci powiedział że go kocham?

-Clary ślepa nie jestem na gołe oko widać ,że między wami coś było.No i jak jest Clary?

-No kurwa jak niby to widać.No dobra kocham go.

-Clary dwie rzeczy.Pierwsza wiedziałam że go kochasz.Druga od kiedy używasz takiego słownictwa.

-Od kiedy moje życie tak się skąplikowało.

-Czyli od kiedy dowiedziałaś się że Jace jest twoim bratem.

-Izy dokładnie tak.

-Clary rusz się i choćmy do środka.

-Dobry pomysł.

Weszłyśmy do instytutu i od razu udałyśmy się do pokoju Izy. Rozmawiałyśmy długo aż w końcu zasnęłyśmy.